poniedziałek, 10 czerwca 2013

Tak bywa przy wysokiej temperaturze...

Dziś gdy je ubrałam przypomniało mi się, że nie zaistniały nigdy na moim skromnym blożeczku, 
a przecież to chyba najulubieńsze ze wszystkich kolczyków, jakie kiedykolwiek zrękodzielczyłam...


...i wersja różana...


To jedne z tych kolczyków, w przypadku których zrobienie drugiego do pary graniczyło z cudem...;)
O ile dobrze pamiętam, powstawały przy jakiejś wysokiej gorączce, i chyba bez nie niej nie porwałabym się już ponownie na dokonanie czegoś takiego...;)

5 komentarzy:

  1. Przepiękne te kolczyki!! Pierwsze są w moich ulubionych kolorach :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe i aż szkoda że nie noszę ! Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale niesamowicie oryginalne! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. mARTo, podziel się z nami nowymi myślami!!!

    OdpowiedzUsuń