piątek, 31 maja 2013

Z Ekipą na Majówce


W ostatni majowy dzień, pomiędzy deszczem a deszczem, Ašarek i Reszta wybrali się na Majówkę...
Trzech ich było...?
1, 2, 3... O!

A kto to...?


...i to..?


Ekipa znów się powiększyła i mamy już Dżast Fajf ;o)


I tak sobie w piąteczkę zażywali majowego słonka...


...gdy nagle dał się słyszeć krzyk:
"O KURCZĘ!
KTOŚ PODŁOŻYŁ NAM ŚWINIĘ!"


Kurczak Wuteefek i Świnka Wieprzysko zostali początkowo dość nieufnie potraktowani przez 
miśkową ekipę...


Ale wystarczyło kilka chwil integracji...



...i nie masz dziś silniejszej i bardziej zgranej brygady nad tych Majówkowiczów! :)


środa, 29 maja 2013

Ašarkowi pocieszyciele

Dziś Ašarek był ze mną w pracy.
Kiedy popołudniu zobaczyły go Dzieci, zrobiło im się bardzo smutno, że miś płacze.
Jeden chłopiec zaczął intensywnie myśleć co może zrobić, żeby pocieszyć misia...
- "Mozie usiondzie siobie na kanapie...?"
 [Ašarek dalej płacze...]
- "mozie pośłucha siobie muzićki?"
[płacze]
- "mozie poogląda siobie telewiźje?"
[płacze]
- "mozie ptasiek siobie ź nim posiedzi?"
[płacze]
- "mozie źje siobie desiejek?"
[płacze]


"Mozie komputej?"
"Mozie pianinko?"


...sprzętów przybywało...


...wkrótce Ašarek miał najlepiej wyposażony apartament, ale łezka pod jego okiem nie chciała się osuszyć...


W końcu wyciągnięto zestaw lekarski i mierzono Ašarkowi temperaturę i leczono go na różne sposoby, bo skoro rozmaite rozweselacze nie podziałały, więc pewnie miś chory...

Ale łezka nie znikała, pomimo doraźnej pomocy lekarskiej.

Widząc dziecięce starania, byłam już bardzo bliska odprucia łezki... ale przecież to jest Ašarek...
Już jego imię o litewskich korzeniach zawiera w sobie łzę... 
Właściwie, to najpierw była łza, a dopiero potem Ašarek...
Nie, nie mogłam jej odpruć...

W końcu wspólnie doszliśmy do wniosku, że ciocia mARTa musi zabrać Ašarka do domu i uszyć mu kogoś, kto będzie mu towarzyszył...

I tak powstała Bzinka.



Teraz Ašarek nie jest już sam jak... palec...;)
W warcaby albo w ping ponga mogą już sobie razem pograć, a czuję, że w krótce brygada będzie się powiększać :o)


A łezka jak była tak jest.
Bo przecież to Ašarek.

niedziela, 19 maja 2013

Majowe wzruszenia

Trójka moich przedszkolnych Szkrabików dziś przystępuje do wczesnej pierwszej Komunii Świętej...
Jestem w z r u s z o n a . . .








czwartek, 16 maja 2013

Motyw misia w twórczości M.K.


Daaawno, dawno temu, Mama Teresa (szydełkowa Mistrzyni) włożyła w mą rękę szydełko i pokazała jak wykonać łańcuszek, słupek, półsłupek...
Było to fascynujące - obserwować jak spod kawałka metalu nr 2,0 (pamiętam! :)) wychodziły Mamie przeróżne cudeńka, np. ubranka dla mojej lalki.
(Przy okazji - pozdrawiam Mamusię! :o))
Ale było również deprymujące, że mi (w onczas może jedenastoletniej) już takie piękności nie wychodziły...
Zniechęcona porażką, a wciągnięta już wówczas w manię plecenia mulinowych bransoletek (ach, te spodnie podziurawione na udach od agrafek...;)) zrezynowałam z szydełka i oddałam się supełkowaniu.

Mijały lata.

Około roku 2001 w mojej okolicy zapanowała pandomania...
Koale nie były jeszcze wtedy nawet w najdalszych moich planach, wszystko kręciło się wokół pand.
Nadszedł dzień, gdy pilnie potrzebowałam pandy w celach podarunkowych.
Nie pamiętam już przewodu myślowego na skutek którego sięgnęłam po owo (mocno już zakurzone) szydełko nr 2,0.

Ciekawe jaka to cecha charakteru sprawia, że człowiek, który nigdy nie potrafił nic zrobić na szydełku prócz łańcuszka, pewnego dnia sięga po owo narzędzie, stwierdzając: zrobię pandę!
Nie potrafiąc jej nazwać, stwierdzam jednakże, że ja tę cechę niewątpliwie mam.
(Zważcie na to, że mówimy o czasach, w których nie wiedziałam jeszcze czym jest internet i nie wchodziło
w grę wygooglowanie szydełkowej pandy, tudzież znalezienie wzoru na czyimś blogu... Zresztą wstręt do korzystania z gotowych wzorów i schematów mam chyba wrodzony.)

W każdym razie - panda powstała.
Ostatnio okazało się nawet, że wciąż jeszcze istnieje :)
Przeprowadziła się z prowincji i dziś żyje w stolicy naszego kraju i wcale nie zadziera z tego powodu nosa,
a miałaby co zadzierać! ;o) (zaraz zobaczycie...)

Panie i Panowie...
Przedstawiam P A N D Ę!


Pierwszy mARTowy MIŚ.
Jak każdy następny, już i on podszyty był głęboką ideologią znaną w całości tylko mi i Osobie obdarowywanej. (Pozdrawiam Cię, Osobo! :o))

Ze wzruszeniem patrzę na te urocze szpary pomiędzy słupkami z wyzierającą na zewnątrz watoliną...
Na ten absolutny brak jakiejkolwiek zasady co do ilości słupków w okręgu...
Na tę urzekającą asymetrię uszu...
A nade wszystko na ten granatowy nos... (który kupowałam w Koszalinie w pasmanterii na Kaszubskiej wieczorową porą będąc przekonaną, że jest to czarny pomponik... I dopiero światło dzienne obnażyło jego niepodważalną, krzykliwą, wręcz porażającą granatowość...)

Zbliżenie na nosek...:


:o)

Tyle panda.

On to stał się początkiem szydełkowej przygody.

A potem były kolejne...
Każdy tworzony dla jakiejś Szczególnej Osoby, na Szczególną Okazję...
(w tamtych czasach, niestety, najczęściej były to przeprosiny......;o))

Win wielkich i bardzo wielkich miałam dużo, więc MISIE się mnożyły...


Na powyższej fotografii (z jakiegoś rodzinnego zjazdu po latach) widnieją (od lewej):
Pan Miś, Pafnucy, Oskar, Klementyna, Mateusz.

Większość MISIÓW poszła w świat nie doczekawszy się nigdy uwiecznienia w postaci zdjęcia.
 Sporo gdzieś się zagubiło (i lubiłam zawsze marzyć, że może zostały przygarnięte przez jakieś dziecko, albo kogoś, kto akurat potrzebował MISIA...)

Zdecydowana większość moich MISIÓW była brązowa
(bo wszak Brązowe Misie kocham najbardziej)



...ale zdarzały się i fioletowe :o)

 

A dziś już mniej może powstaje samoistnych, autonomicznych ;o) MISIÓW, a więcej MISIOWYCH różności...
Bo przecież wszystko może być MISIOWE... 

MISIOWA poducha...


MISIOWY pokrowiec...


MISIOWE paputki...


..i co tylko chcecie :o)

Ciekawe, że MISIE mają w sobie to C O Ś.
Szydełkowanie MISIA nie ma nic wspólnego z dzierganiem beretów czy szalików.
Nie wyobrażam sobie "produkowania" MISIÓW na sprzedaż.

Każdy MIŚ to osobna Historia...

niedziela, 12 maja 2013

Przybycie Nowych.

Ciekawe o czym ostatnio myśli mARTa...


Tak, nic się nie zmieniło ;o)
Myśli są silnie koalowe.

Minioną dobę dane mi było spędzić u Panny Z., w Miasteczku Z.



Pierwszego wieczoru okazało się, że nie będę opuszczać malowniczego Miasteczka sama.
Przybyła mi dwójka nowych towarzyszy, na widok których mało nie oszalałam...


Już wiecie dlaczego...
Pierwszy to Dziadziuś.
Nieco drabowaty, czasem gderliwy, mocno doświadczony, leciwy koal, który natychmiast podbił moje serce.


Drugi, to młode koalątko.

Marzycielskie...


...urwisowate...


...wszędobylskie...


...figlujące...


...ciekawe świata...


...odważne...


...szukające tego, co w Górze...


***

Dziadziuś ciągle temperuje Młodego (choć ukradkiem spogląda nań z dumą).
W podróży Kolejami Wielkopolskimi nie było końca ich międzypokoleniowym dyskusjom. 
W domu poznali resztę koalowej brygady i nawet Dziadziuś znacznie się rozpogodził.
Teraz śpią, nie wiedząc jeszcze, że to ich ostatnie spokojne chwile, albowiem niebawem odwiedzą przedszkole, gdzie zostaną doszczętnie wytarmoszeni.
:o)

czwartek, 9 maja 2013

Majowe Myśli Stwórcy...


Niewiele ostatnio powstaje szydełkowych myśli.
Niewiele odwiedzam blogów.
Wybaczcie, ale na żadnym blogu nie znajdę takich arcydzieł jak te, które Ktoś rozrzutnie zostawia na każdym kroku.
Maj ucieka przez palce. 
Nie chcę przegapić żadnego z Cudów.








 (Widzicie pszczołę z wycelowaną trąbą??! czy co ona tam ma z przodu...;) )

Jakiś taki zamyślony był...
Tudzież była, bo mówią, że to sójka :)





A to dziś moja fotka-faworytka... Z poburzowym niebem...