środa, 29 maja 2013

Ašarkowi pocieszyciele

Dziś Ašarek był ze mną w pracy.
Kiedy popołudniu zobaczyły go Dzieci, zrobiło im się bardzo smutno, że miś płacze.
Jeden chłopiec zaczął intensywnie myśleć co może zrobić, żeby pocieszyć misia...
- "Mozie usiondzie siobie na kanapie...?"
 [Ašarek dalej płacze...]
- "mozie pośłucha siobie muzićki?"
[płacze]
- "mozie poogląda siobie telewiźje?"
[płacze]
- "mozie ptasiek siobie ź nim posiedzi?"
[płacze]
- "mozie źje siobie desiejek?"
[płacze]


"Mozie komputej?"
"Mozie pianinko?"


...sprzętów przybywało...


...wkrótce Ašarek miał najlepiej wyposażony apartament, ale łezka pod jego okiem nie chciała się osuszyć...


W końcu wyciągnięto zestaw lekarski i mierzono Ašarkowi temperaturę i leczono go na różne sposoby, bo skoro rozmaite rozweselacze nie podziałały, więc pewnie miś chory...

Ale łezka nie znikała, pomimo doraźnej pomocy lekarskiej.

Widząc dziecięce starania, byłam już bardzo bliska odprucia łezki... ale przecież to jest Ašarek...
Już jego imię o litewskich korzeniach zawiera w sobie łzę... 
Właściwie, to najpierw była łza, a dopiero potem Ašarek...
Nie, nie mogłam jej odpruć...

W końcu wspólnie doszliśmy do wniosku, że ciocia mARTa musi zabrać Ašarka do domu i uszyć mu kogoś, kto będzie mu towarzyszył...

I tak powstała Bzinka.



Teraz Ašarek nie jest już sam jak... palec...;)
W warcaby albo w ping ponga mogą już sobie razem pograć, a czuję, że w krótce brygada będzie się powiększać :o)


A łezka jak była tak jest.
Bo przecież to Ašarek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz