Przedwczoraj niespodzianie zrobiło mi się na sercu litewsko...
Najpierw stało się to za sprawą Jeżykowej Mamy,
która przez Wróbelkową Ciocię przekazała Jeżykowej Cioci (to jest mi :))
taki oto dar:
która przez Wróbelkową Ciocię przekazała Jeżykowej Cioci (to jest mi :))
taki oto dar:
Smak litewskiego chleba szybko przeniósł mnie w litewskie Wspomnienia, a do tego za oknem pogoda iście litewska - może nie tyle dla Litwy charakterystyczna, co z Litwą mi się kojarząca: jednocześnie Brat Słońce i Brat Deszcz (choć na Litwie była to raczej Siostra Ulewa).
Zachwyciło mnie to, że deszcz zapisuje się na zdjęciu w postaci kreseczek, jak na dziecięcych rysunkach...:)
Biegać w słonecznym deszczu mogłam dzięki temu, że zatroszczyła się o mnie jedna z Sióstr z Paparčiai, przynosząc własne obuwie kałużowe. W tamtych dniach Miłość miała dla mnie kształt zielonych kaloszy...
...i Tęczy, która sama przychodzi do mego domu i jest tak blisko, że można jej dotknąć i wejść do niej...
Na błękitnym niebie można było obserwować spotkania białych Baranków z burą Buką...
...a na ziemi zaszywać się we Mgle...
To chyba najkochańsze moje zdjęcia jakie kiedykolwiek zrobiłam...
Do pooglądania w czasie Oczekiwania w Poczekalni N. ...
A Kiedyś ...
..
Świetne zdjęcia. Przepadam za dobrą fotografią, a Twoje takie nostalgiczne!
OdpowiedzUsuńPiękne. Kreseczki deszczu zaskakujące! - J.
OdpowiedzUsuńpotwierdzam - kadry bardzo nastrojowe! chleb litewski jadłam w swoim życiu dwa razy, ani razu na Litwie, raz poczęstowana w szkole, drugi raz chyba z tego samego źródła co Autorka wspomnień ;-) pyszny, kminkowy!
OdpowiedzUsuńA